Kolejny tydzień w Kambodży. Bardzo lubię ten kraj, zagubiony nieco w tysiącach swoich problemów. Może dlatego tak łatwo spotkać tu światozmieniaczy, tyle jest do zrobienia. Szkoda że dużo z nich, wciąż za dużo, to obcokrajowcy. Powoli jednak i to się zmienia.
Od kilku dni jesteśmy w Siem Reap, gdzie nocujemy w AngorHUB, przestrzeni coworkingowej, która dysponuje również pokojami. W sam raz dla Digital Nomads (Cyfrowi Nomadzi), czyli tych, którzy pracują on line i podróżują przemieszczając się z miejsca na miejsce. Otrzymują swoją pensję gdzieś z Europy czy Ameryki, mogą więc zapłacić więcej za nocleg, byle tylko była przestrzeń do pracy i dobry Internet. To rosnąca grupa społeczna, wciąż niezbyt wielka, ale w ciągu kilku kolejnych lat liczba osób proszących szefa o możliwość pracy zdalnej na pewno wzrośnie. Może całkiem dramatycznie. To dobra wiadomość. Jednym z naszych prywatnych celów jest podważanie świata opartego na 8-godzinnym dniu pracy, często pozbawionym sensu. Mało kto zastanawia się czy 8 godzin naprawdę jest potrzebne? Do czegoś prowadzi? Czy cała praca którą wykonujemy jest kluczowa dla naszych celów? Lub nawet celów naszego szefa? Czy musimy zarabiać tyle ile zarabiamy? Czy w ogóle musimy zarabiać? Czy da się rzucić wszystko, pojechać w podróż dookoła świata i przetrwać? A nawet żyć szczęśliwie?
To wszystko bardzo ciekawe pytania. Wyjeżdżając w podróż byłam zadowolona z mojego życia zawodowego. Rzuciłam dobrą, dla wielu wymarzoną pracę, szerokie perspektywy i stabilność finansową. Teraz nie mam pracy, nie mam stałego źródła dochodu, często nie wiem co wydarzy się jutro, nie wspominając o kilkuletniej perspektywie. Nie mam też kredytu, nie mam domu ani samochodu, a moje potrzeby ograniczone zostały do taniego, ulicznego jedzenia, 4 podkoszulek i biletu na autobus od czasu do czasu. I wiecie co? Myślę, że to jest wolość. Mogę zrobić co chce i kiedy chce, nikomu nie muszę się tłumaczyć ani pytać o zgodę, mam pełną niezależność podejmowania decyzji. Nie odróżniam już weekendu od nie weekendu, nie liczę dni do końca urlopu. Pewnie, trochę liczę wydawane pieniądze, ale nie tak bardzo, po pierwsze dlatego że przecież niewiele mi potrzeba, po drugie sporo tego co mi potrzeba jestem w stanie zdobyć dzięki wymianie, w którą pieniądze nie są zaangażowane, a po trzecie jak już trzeba będzie pieniędzy, to i na to znajdzie się sposób. Już się czasem znajdują, niespodziewanie.
Jeden ze światozmieniaczy, z którym rozmawialiśmy chciał powiedzieć innym, że zmiana życia wcale nie jest tak trudna jak się wydaje. Najtrudniejszy jest pierwszy krok, a właściwie ten moment tuż przed, moment decyzji. A potem jest dużo prościej niż większość z nas myśli. Jako ludzie, bardzo szybko przystosowujemy się do nowych warunków, nowej rzeczywistości. Pojawiają się możliwości, których wcześniej nie dostrzegaliśmy i które nie przyszłyby gdybyśmy dalej tkwili w naszej strefie komfortu.
Rzucić wszystko i jechać dookoła świata brzmi absurdalnie, nierealnie, brzmi jak marzenie, jak wariactwo, ale w gruncie rzeczy… to dużo prostsze niż zakładałam.